Kolejny miesiąc z rzędu na rynku nieruchomości obserwujemy jazdę na rollercoasterze. Z jednej strony mamy spadającą sprzedaż mieszkań – w maju deweloperzy w siedmiu największych miastach Polski sprzedali o 10% mniej lokali niż w kwietniu i aż o 19% mniej niż rok temu. Z drugiej strony ceny nadal szybują w górę – średnia cena metra kwadratowego w maju była o 1,5% wyższa niż w kwietniu i o 20% wyższa niż rok temu.
W Krakowie ceny przebiły magiczną granicę 15 tys. zł za mkw., co oznacza, że kupno tam kawalerki to wydatek rzędu 450 tys. zł.
Jedynym miastem, gdzie sprzedaż rosła, był Wrocław. W Katowicach, deweloperzy wystawiali więcej mieszkań na sprzedaż niż byli w stanie sprzedać. To pokazuje, że popyt wyraźnie słabnie, a firmy deweloperskie zaczynają mieć problem z pozbyciem się swoich inwestycji.
Eksperci tłumaczą spowolnienie rynku m.in. rosnącymi stopami procentowymi i malejącą zdolnością kredytową Polaków. Nic dziwnego, kto ma ochotę brać kredyt na kilkaset tysięcy złotych, gdy rata co miesiąc rośnie o kolejne setki?
Analitycy Otodom prognozują, że trend spadkowy w sprzedaży może utrzymać się w najbliższych miesiącach. Ceny prawdopodobnie nadal będą rosły, ale wolniej niż dotychczas. To dobra wiadomość dla tych, którzy marzą o własnym M, ale nie mają milionów w skarpetce.