Walka o wynajem mieszkania w Berlinie przekształca się w finansową i emocjonalną arenę. Jak wynika z relacji na platformach społecznościowych, jeden z najbardziej gorących tematów to skrajny niedobór mieszkań, który ”wypycha” mieszkańców na ulice.
Jedna z bohaterek reportażu wyznała, że jest na skraju wyczerpania po miesiącu bezowocnych poszukiwań. To nie jest odosobniony przypadek. Młode pary, a nawet rodziny z dziećmi, zmuszone są umieszczać ogłoszenia w przestrzeni miejskiej, licząc na cud znalezienia lokum.
Dramatyczne dane mówią same za siebie: na jedno dostępne mieszkanie przypada nawet dwa tysiące zainteresowanych najemców. Sytuacja ta prowadzi do absurdalnych sytuacji, gdzie zdesperowani lokatorzy są gotowi zapłacić 25 tysięcy euro odstępnego, tylko i wyłącznie za „prawo” wynajęcia mieszkania.
„Gdy tylko pojawi się nowe ogłoszenie na ImmoScout, wszyscy rzucają się na nie jak wygłodniałe drapieżniki,” opisuje sytuację jeden z najemców. Jeśli aplikacja nie zostanie wysłana w ciągu pierwszych trzech minut od pojawienia się ogłoszenia, szanse na wynajem spadają praktycznie do zera”.
W tle tego mieszkaniowego zamieszania pojawia się kwestia nowych inwestycji. Deweloperzy wstrzymują projekty, co tylko pogłębia kryzys.
„Brak gruntów i wszechobecna biurokracja wydłużają realizację nowych inwestycji, a przecież mieszkań brakuje już teraz”.
skomentował ekspert rynku nieruchomości.
W sytuacji, w której jedno mieszkanie to cel dla tysięcy osób, każda minuta na oglądanie lokum jest na wagę złota.
„Nikt mi nie uwierzy, ale mam umówione oglądanie mieszkania. W Berlinie to już osiągnięcie”.
zwierza się kolejna z bohaterek materiału.
To, co dzieje się na niemieckim rynku mieszkaniowym, jest przestrogą dla innych krajów i miast, w których presja mieszkaniowa rośnie. Niedobór mieszkań w Berlinie staje się jednym z największych problemów społecznych, a jego rozwiązanie nie jest na razie widoczne na horyzoncie.